Zaczęło się zupełnie niedawno, od tildowego królika, którego kupiłam, jako prezent dla bratanka.
Zauroczył mnie ten jegomość i wkręciłam się na tyle, żeby pokusić się o próbę swych sił przy maszynie.
Mimo, że moja mama jest zawodową krawcową, mnie jakoś nigdy do tego nie ciągnęło, pewnie też dlatego, że zawsze wszystko dla mnie szyła i przerabiała Ona.
Mama mojego ukochanego pożyczyła mi swego Łucznika, ja zaopatrzyłam się w jakieś skrawki i podjęłam pierwsze próby... Oto one:
To moje pierwsze próby, chociaż w sumie jest ich dużo więcej, bo szyłam codziennie, jak szalona :P
A to Anielice:
To próba...
Każda opinia jest dla mnie na wagę złota...
A dziś zajrzałam na chwilkę do Ikea i oto, co przywiozłam do domu:
Serwetki dla Agaty na pociechę, bo wczoraj coś jej nie wyszło dekupażowo i marudziła ;)
Osłonka na doniczkę powędruje do pracowni, może storczyk, który uparcie nie chce zakwitnąć wreszcie się odobrazi kiedy zobaczy jak się dla niego staram :)
A ściereczki dla mnie... Nie wiem po co... :)
Pozdrawiam :)
Śliczne są. Życzę, żeby Wam wszystko wyszło.
OdpowiedzUsuńhttp://mamaczworga.blogspot.com/
Serdecznie dziękujemy :):):)
OdpowiedzUsuńpomarańczowe są kurki, białe to koguty.
OdpowiedzUsuńGabrysia, 4 lata.
Tak sobie mysle dlaczego ja dopiero teraz do Ciebie dotarłam.
OdpowiedzUsuńRany jakie Ty piękne rzeczy tworzysz ,jestem pod ogromnym wrażeniem.
z przyjemnosci dodaje bloga do ulubionych i pozwole sobie zagladać
Pozdrawiam ;)