Siedzę w domu z dziećmi. Nikt ode mnie nawet nie wymaga, żebym obiady gotowała. Bo i komu, skoro młody je w przedszkolu, stary na mieście, a ja na permanentnej diecie. . .? Super, luz, wózeczek, ogródeczek, słoneczko. Daję radę. Kto, jak nie ja?
Dziś szczepienie maluśkiego. Pierwsze, więc oboje przejęci troszkę. Ja od rana zmartwiona, bo jak on to biedny zniesie. . . W tzw. centrum medycznym "och" i "ach", gwiazdy w poczekalni, cuda wianki, ekstra.
W gabinecie doktor prosi o książeczkę i kartę szczepień. Nie mam. Zapomniałam. JA. Zapomniałam! Sekundowa panika, bo terminy strasznie długie, jak dziś nie zaczepią, to koniec świata. Dzwonię. Kochany, wracaj do domu, przywieź dokumenty, bo nie będzie szczepienia. I od razu sto ton wyrzutów sumienia przygniotło mnie do podłogi. Jak mogłam zapomnieć najważniejszej rzeczy? Przecież czasu nie ma, maluśki się męczy, po młodego do przedszkola się spóźnię, a auto do mechanika zaprowadzić na czas trzeba. A tu trzeba jeździć, bo ja dałam ciała. . .
Przywiózł. Czekamy, bo przepadła nam kolejka. Ja nie z tych, co się w poczekalni awanturują, bo mają pakiet premium i czekać w związku z tym nie będą. . . Od razu lawina przeprosin, tłumaczeń, że przemęczona jestem, a w ogóle to nie wiem, co się ze mną dzieje, bo nigdy coś takiego mi się nie zdarzyło. . .
"Normalniejesz może w końcu". . .
Zamurowało mnie.
Może ja faktycznie nie muszę być alfą i omegą 24/dobę, 365 dni w roku...? Może nie muszę być ideałem w każdym wymiarze? Chyba nikt tego ode mnie nie wymaga. . . Poza mną samą.
Nie jestem psychologiem. Nie wiem, skąd się u mnie wzięło tak rozbudowane poczucie odpowiedzialności. Od kiedy ja mam potrzebę matkowania im wszystkim trzem w taki sposób, że lepszej od mojej opieki ma nie być na całym świecie. . .? Nie wiem.
Ale wiem jedno. Jeśli nie spauzuję, nie dam sobie czasem luzu, to poupadamy w końcu od siebie za daleko i pozbierać może nie być już jak. . . Otrząśnij się dziewczyno i zrozum, co jest najważniejsze!
Nie muszę być perfekcyjna. Chcę kochać i być kochaną. To w zupełności wystarczy, nawet kiedy raz na tydzień spod kanapy wylezie kot, albo niespodziewanie skończą się mokre chusteczki do maluśkiego tyłka podcierania. . . :P
Na rzęsach staję, żeby się coś w pracowni działo, bo im więcej mam pomysłów, tym mniej czasu. . .
Ufff. . . Ale powstała lala w kaloszkach :) Tadam :)
I w filiżaneczce maluśka lalunia
A owocem majowego wyjazdu weekendowego są dwa komplety pościeli dla Cypa mojego projektu, wykonania mojej kochanej mamy (lata w Wólczance swoje robią, nawet nie próbuję dogonić mistrzyni :)))
Aaaaa, zapomniałabym!!!
Maniutek powstał jeszcze!!!
Poznajcie Maniutka! :)
Odpłynął w siną dal. . . Do nowego domu. . . :)
Zafascynowana nowymi publikacjami Tildy, tworzę i zbieram zamówienia :)
Żeby tylko doba troszkę dłuższa była. . . . Ech. . .
Pozdrawiam gorrąco!!!
Twój wieloryb to chyba z tej samej gazetki co moje cuda do muszelek? Zerknij u mnie jakby co.
OdpowiedzUsuńJesteś perfekcyjna, nawet kiedy o czymś zapomnisz bo ogarniasz cały świat swojej rodziny:) Ech
Maniutek prześliczny!
OdpowiedzUsuńSłowa tej piosenki to ja już znam na pamięć, uwielbiam ją :)
pienie napisane i jeszcze piękniej uszyte;)
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze :D Ja już przeszłam ten stan ;) i czasem wyłażą koty i nie tylko spod kanapy ;) Ale za to ja - jestem szczęśliwa ;) I Tobie też tego życzę z całego serduszka :D
OdpowiedzUsuńWieloryb - super, laleczki też, a ta w filiżance jest po protu urocza :-)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się!
Kochana.. ja nie wierzyłam swojej teściowej, kiedy mówiła mi, że nie potrafi robić kilku rzeczy na raz, że z rąk wszystko leci.. JA która może czytać i gotować, gotować i sprzątać, sprzątać i mieszać, mieszać i rozmawiać.. po urodzeniu dziecka jak bym ktoś we mnie trzasną czymś wielkim.. muszę mieć przepis żeby upiec ciasto, bo zapomnę o czymś. Gotuję zazwyczaj jak syn śpi, bo przypalę, zmywam powoli.. bo stłukę.. a juz nie wspominam że jak się obracam to o wszystko zahaczam choć nie jestem jakaś okrągła.
OdpowiedzUsuńTo wszystko przychodzi z dzieckiem.
Cóż taki chyba już nasz los. ;) Najważniejsze, że dostrzegasz, że nie musisz być perfect w 100 %.. ;*
Przepiękne lale.. A jaki wieloryb!
Maniutek to mój faworyt,przystojny i w ładnym kolorze :)
OdpowiedzUsuńSkąd ja to znam... :) Dobrze, że masz kogoś kto Ci powie takie mądre zdanie - to daje dużo do myślenia... Wieloryb cudo, lala śliczna, tylko rozbierz ją trochę - zgrzeje się w takim słońcu :) Pozdrawiam Cię serdecznie
OdpowiedzUsuńAjajaj, ale ślicznotka w filiżance! Jest przecudna!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
super ta tilda ;]
OdpowiedzUsuńPrześliczna Anielica. Ta mała w kubeczku urzekła mnie całkowicie =)
OdpowiedzUsuńPodziwiam, precyzja i piękne wykończenie anioły jak malowane i jestem pewna że funkcje swoją spełniają;) pozdrawiam Anulek
OdpowiedzUsuń